poniedziałek, 14 czerwca 2010

imprezQa na sQłocie in DE


Byłam pierwszy raz za granicą!!!!! (Cieszyn Czeski się nie liczy jako zagranica bo tam gadają po Polskiemu)Byłam podjarana jak nigdy. Już od rana nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Dobrze że u Skalskiego rodziców był gril, gdyż do 19 nie wiedziała bym co robić bo internet cały już przeczytałam a granie w simy też ma swoje granice... tak ma! około 19 albo 20 tej wyjechaliśmy ze Szczecina do PasewalQ (takie małe miasteczko jak Kartuzy.... albo i mniejsze). Myślałam, że nie będzie widać różnicy że jestem już NRD... myliłam się. Był totalny przeskok!! Tam nawet na wsi maja zamiast pobocza chodnik(lub ścieżkę utwardzaną) na terenie nie zabudowanym!! Dziury załatane, domy wyremontowana, te walące wyglądały nawet lepiej( heheheh dobra bez przesady). Poszedłem na dworzec siusiu bo po piwku bardzo mi się chciała a bałam się niemieckich krzaków i w ogóle ich. Oszalałam jak nie wiedziałam jak ta woda ma lecieć z "kranu" ale uffff była instrukcja (trochę znam angielski) Nic się nie działo w między czasie więc weszliśmy do skłotu bo na zewnątrz dużo DZIWNYCH aż scary strange, którzy pili te niemieckie szczyny zwane piwem. Poświrowałam że znam niemiecki i dostając pieczątkę (fu kontakt fizyczny z niemcem) powiedziałam danke :D Siedzieliśmy na kanapach i piliśmy swoje piwo a innych nie wpuszczali ze swoim (?!) nuda była to z Patrykiem poszliśmy po PYSZNE kanapki (kto sprzedaje kanapki na koncercie?!) do niemców, tym razem Patryk mówił ja tylko stałam z boku jak korek i się głupio śmiałam. Podszedł do mnie jakiś tubylec i coś gada ejne ple ple dojcz ple ple nach NIC NI KUMAŁAM i mu mówię po Angielsku że nie kumam niemieckiego. Ten się pyta czy przyjechałam z The Business bo siedziałam koło Tosha (stara twarz)... zaśmiałam mu się powiedziałam że jestem z Gdańska i ten nic nie kumał bo ja tak DOBRZE mówię po Angielsku powiedziała miłej zabawy i poszliśmy z kanapkami z powrotem. Fajnie było komentować wszystkich bez żadnych konsekwencji hahha (znajomość języka wroga to podstawa). Szukałam Eriki Sztajmbach ale jej nie było :( Koncert był na prawdę mega super ekstra. Był to pierwszy zespół, który podziękował mi że przyszłam hehehe no innym też dziękował. Niemcy nie umieją pogować, moszowaci etc (ja stałam z boku jako obserwator(dzid z wąsem)), co chwilę się pytali czy wszytko ok jak tylko lekko kogoś dotknęli! Apogeum nastąpiło gdy komuś krew chyba ze skroni poleciała i już miliard chusteczek higienicznych poszło dla niego, śmich na sali. Po koncercie wróciliśmy do domu. Tzn Michał źle pojechał a ja za cicho zwróciłam uwagę. Zatrzymaliśmy się przy jakiejś jednostce wojskowej i żołnierz wybiegł na nas z KARABINEM!!!! ale zobaczył że tylko stoimy i się cofną... bałem się, ale przez chwile. Bardzo mi się podobało plus szoki plus zimne stopy, było per fajnie. Skalski śmierdział koncertem i był bez serca.
Następnym razem jadę do Holandii, pojeździć na rowerQ.... czy coś


aha!!! Jacek Gmoch !!!!

niedziela, 23 maja 2010

A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść.? - spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę.
- Co wtedy.?
- Nic wielkiego. - zapewnił go Puchatek.
- Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.

sobota, 22 maja 2010

the smutek


Riri pojechała do Holandii... przejeżdżała przez Szczecin więc MUSIAŁAM z BJ ją pożegnać i pomachać białą chusteczką. Poszłam na PKS bo przecież oczywiste, że tam się zatrzymują autobusy... jednak zapomniałam że to Szczecin i tu jest inaczej :P podjechał pod PKP i z małą BJ biegłam do Riri(krótki czas postoju), maraton z Tośką na rękach i ze spadającymi kaloszkami. ( w drodze myślałam że się rozpłacze i wpadłam w panikę)Na szczęście Ruda już mi machała i mogłam jej powiedzieć kocham i takie tam bliźniacze sprawy MaksQ jest na meczu w Srydgoszczy. Obiecał mi 3 czekolady i chyba jeszcze coś :3 Z BJ oglądamy Muminki. Mała mówi mi że Buka jest smutna bo samotna. Całe jesteśmy oklejone taśmą klejącą i mieszkanie też. Smutny dzień, smutna pogoda, smutno mi bo zawsze po umyciu okien spadnie deszcz ;/ Połamałam aparat i całe szczęście że był ubezpieczony (bardzo dobrze, że MaksQ wie jaka ze mnie gapa )Dostałam cudowny(bo rosyjski) album, dokładniej to 2 ze zdjęciami! plus jeden dojczlandzki, który jest nudniejszy. Chciała bym już przeprowadzkę do nowego mieszkania. Mam już pomysł na idealną kuchnie, którą miałam robić tu ale nie opłaca się na chwile inwestować w coś co mieli byśmy sprzedać obcym ludziom. Dlatego muszę poczekać i składować dodatki do kuchni marzeń (puszkę na kawę już mamy). Zmykam lepić "kamyki" z BJ :*


RUDUŚ kocham Cie

piątek, 30 kwietnia 2010

"When you lose something you cannot replace"

Coś mi jest złego. Może to tylko świadomość pracy 5 dni pod rząd, wieczne zmęczenie (nie czułam się wypoczęta od listopada) albo moje malkontenctwo. Nie wiem. Najgorsze jest to że wciąż śni mi się bardzo podobny sen, którego nie mogę pojąć. Tęsknie za Rudasem i Jewakiem *.* chyba doskwiera mi samotność... ewentualnie coś podobnego. Nie wykluczam, że sobie to wmawiam bo mam predyspozycje do wmawiania sobie różnych rzeczy na dłużej lub krócej.... przeważnie na dłużej. W czerwcu już na 100 procencików nowa praca i uwolnię się od tego depresyjnego, zimnego, mokrego miejsca!!!!! Nie mam już co czytać, muszę się przejść do Książnicy na jakieś łowy. Chyba czas znowu przeczytać BASTION heheheh Kapitan Trips znowó zabije 99,4 % ludzkości ^w^ albo może poczytam o ohydnym pennywise (ble ble ble)U.U
....
nie wiem nie wiem nie wiem

środa, 28 kwietnia 2010

Suvorov Suvorov Suvorov i jeszcze raz Suvorov

Kontrola....Wybór...., gdzie do cholery jest OSTATNI MILION? Nigdzie nie mogę tego dostać... a ja muszę to przeczytać!! Może jeszcze tego nie wydali... Y.Y
Ostatnio jest pod górkę. Wszytko wydaje się inne. Uporządkowane i na swoim miejscu, ale takie nie podobne do siebie. Chciała bym wszytko poukładać, tylko nie wiem za co się zabrać. Nie mam koncepcji.
Wczoraj ulepiłam dla M**ik* meksykańska czachę. Teraz sobie schnie ,czeka na malowanie i lakierowanie. Poprawiło mi to nastrój. Ruda postanowiła być wielką MALARKĄ hehehe Muszę kupić jej buty na koturnie by stała się wielka ^w^

Dlaczego moi ulubieni malarze o przeważnie komuniści?


<3 Виктор Суворов <3

*Cyrylica to zło

sobota, 17 kwietnia 2010


Zapach dzieciństwa przynosi ze sobą woń chmielu z Browaru Heweliusza oraz przepyszny zapach czekolady Wedla z pobliskiej fabryki (R.I.P). Wiatr dzieciństwa niesie ze sobą smrodek zębów Skubiego, który był starym spanielo podobnym psem z próchnicą. Zapachy i zapaszki mojego Wrzeszcza są odczuwalne tu w Szczecinie. Różnią się... Woń kamienicy w Gdańsku nigdy nie będzie pachnieć tą samą wilgocią co tu. Szczecin dla mnie ma swoją specyficzną wonność , wonność pomieszaną z tęsknotą, czekoladą Gryfu i brudem miasta. Jest tyle zapachów za, którymi tęsknię. Próbowałam przypomnieć sobie zapachy, które były ze mną podczas miłych chwil, bo tylko o pozytywach chcę myśleć -.- # Najważniejszym i pierwszym jaki przyszedł mi do głowy to zapach mojego rodzinnego domu. Pomieszanie zapachu domowników, proszku do prania, mebli, gotowanych potraw. Aromat perfum Mamy, Rudej i Szweda (dawno tak go nie nazywaliśmy). Zapach Luiego ciuchów i pokoju przesiąkniętych smarem i olejem od Vespy. Ludens zawsze walił maszyna lub podwórkiem. Ruda pachnie Rudą. To takie pomieszanie passion dance, jej szamponu i pudru + jej własny zapach. Trudniej jest skojarzyć zapach kojarzący się z Luwikiem. Myśląc o nim widzę Afrykę... jak o chuja pachnie afryka?! Mieszkałam w jego mieszkaniu kilka miesięcy i najbardziej będzie mi się kojarzyć z jego drukarką. Tak zapach Ludwika to wciągnięta karta w drukarkę (to też ma swój zapach). Najlepsze skojarzenie z Justyną to jej ciasteczka za czasów licealnych (jej licealnych). Wyglądały niezbyt zgrabnie bo jak gigantyczne bobki królika. PRZEPYSZNY aromat mleka w proszku i kakaa ^^ mniam mniam. Justyna pachnie też dwójka cudownych dzieci(mamo co mam robić i małą księżniczką co nazwała rybke PIES) dowcipem swojego męża. Myślę też o miejscach. Szczecin jest bardzo old school-owy, naprawdę! Przechadzając się, niektórymi ulicami można cofnąć się w czasie. Mam tu swoje ulubione kąty, ulice, sypiące się kamienice i miejsca. Za nic w świecie nie zastąpią chociażby Składów czegoś tam przed dworcem we Wrzeszczu. W sobotnie i niedzielne popołudnia witał mnie i ruda napis Depeche Mode <3 który jest do dziś. Przesiadywałyśmy tam całymi popołudniami, paląc Vicki (o fu o dziś krzywi mi się ryj jak pomyśle o nich) i gadając o totalnych bzdurach. Najgorszym momentem w dziejach tego miejsca było zamalowanie "naszych" króliczków. Przez ten zabieg składy stały się hip hopowe a nie jak były wcześniej psychodeliczne =^w^= Króliczki zniknęły, zniknęłyśmy i my......

Rano wybiegając z domu do pracy sięgnęłam na moją cudowną półkę DOBRYCH książek, które czekają na swoja kolej. Tak po 4-rech miesiącach przerwy od Pana Suworowa wzięłam do ręki jego książkę ( a mam ich dużo ^w^). W pracy okazało się, że wzięłam nie tą co chciałam, w dodatku była to kontynuacja "Kontroli". Wyszło na to że pan Wiktor nie był mi na dzisiaj pisany... w końcu go dorwę!!

piątek, 16 kwietnia 2010

Mörkö !!!!!!!!!!!!!



Dlaczego cała moja trasa PRACA - DOM jest nafaszerowana PA*ACA*I i CL*WNA*I ? Nie wspominam już o tym że na półce w kwiaciarni jest spora kolekcja tych obrzydliwych figurek z czerwonymi nosami. Jadę trójką 6 rano na bilbordzie z 4-ech CL*WNÓ* , przesiadam się na autobus a po chwili wyłania się z balkonu obrzydliwy PA*AC na huśtawce... rozpakowując róże niczego nieświadoma tego co jest na opakowani, patrze a tam co AR*EK*N....... to był koniec. Zaczęłam czytać książkę (dość dziwna od Rudensa)miałam się rozluźnić, ale ten chujek gapił się ze śmietnika... wyniosłam go naśmieci na dwór i nastał spokój. W radiu ciągle depresyjna muzyka. Myslovitz, Grechuta, Grzegorz Turnau, Céline Dion ect w całym tym depresyjno nostalgicznym nastroju, w którym człowiek już sam sobie wmawia że jest mu smutno, usłyszałam piosenkę, której unikałam jak ognia. Dzięki Radio Zet ;/ Kot ze zdjęcia schnie. Nie wygląda już tak fajnie jak na początku i po ciemaku U_U Zrobię sobie nowego...Przyszły tydzień zbliża się nie ubłagalnie(JARAM SIĘ). Czwartek Mr Grzegorz"wybrałem dla Ciebie idealny różowy tusz", Piątek wyjazd i weekend Z Filipem i Weroniką <3 Ada and her boy plus reszta przypadkowych mniej lub bardziej ludzi. Żałuje że nie będzie tam Rudensa (RUDA CO MAM ROBIC) <3 <3 Y.Y wiem że byś się nudziła ale przywiozę Ci mega TELEfocie!! Tęsknimy... Zosia i ja... a nawet mój szalik, na którego się tak śliniłaś. Pozdro Buka o/

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Rozstania i powroty


***
"MAMO CO MAM ROBIĆ"(powinien to nagrać i dorobić melodie) zwany Igorem został mistrzem w tworzeniu potworów , które mają mnie zgładzić. Moje plany wspaniałego weekendu w rodzinnym mieście zostały totalnie pokrzyżowane. Mimo to było sympatycznie i <3 RUDA CO MAM ROBIĆ nie odkryła bym tylu nowych miejsc w moim kochanym Wrzeszczu. Prawie rok czasu a tyle się pozmieniało. Wyjazd byłe megaśnie rodzinny (tzn jak na moją rodzinę U.U to było sielsko). Tosia odkryła swoją kobiecą stronę i wreszcie powiedziała jak jej bujeb bujeb wygląda (tak ma wyimaginowanego frendziaka ratowacza przed buką ). Podobno ma 2 lata, wąsa i kiteka (kitka). RUDA CO MAM ROBIĆ dała mi przepiękny morski gadżecik, pierścień mocy z zielonym bursztynem i gwiazką. Muszę się jej jakoś odwdzięczyć.... zrobię jej cuuuuudowniastą laurkę na dzień żydka. Gwiazdki, błękitne paski i rogi. Ostatnio Filipos przypominał mi o laurce zrobionej prze zemnie na jego naste urodziny z przed 4 lat 23 kwienia wyjazd do Krakowa... już się jaram!!Szykuje się weekend bez małej ^^ plus miłe towarzystwo. Tosia wykończyła klapkę mojego Włodka aż musiałam go okleić taśmą klejącą oraz oczojebnym papierem, na którym postanowiłam pobawić się w Janka Kozę <3 Czas nagli, pora spisać tubisiowe pomysły do magicznego zeszytu i składać wszytko do kupy. Chodź znając siebie to wszytko będę robić na ostatnią chwile w totalnym chaosie. Na szczęście mam 3kie swoich pomagaczy, którzy zawsze mi pomogą.... dobra Tosia trochę mniej ale się stara <3
***